Cierpienia starego introwertera

To będzie taki wpis, w którym chciałabym upuścić pary i powiedzieć wszystko co mnie uwiera. Chciałabym siarczyście kląć, ryczeć tak, że będą lały się smarki, wzbudzając zgorszenie, zażenowanie i litość.

Niestety byłoby to słabe, bo jestem już dość starą, siwiejącą babą, do tego ludzie z branży mnie czytają.

Faustyna

W życiu kieruje się zasadą, że im coś idzie lepiej, tym proporcjonalnie bardziej się potem spierdzieli. Także na dobrą passę należy bardzo uważać i nie ekscytować się za bardzo, bo upadek z dużej wysokości cholernie boli. A teraz właśnie patrzę z przełęczy prosto w przepaść, mrucząc sobie w duchu „chwilo trwaj, jesteś taka piękna”. Głupia ja.

Zawszony Lis

Nienawidzę Małego Księcia, tak jak i nienawidzę Kubusia Puchatka. Ckliwe, infantylizowane opowiastki filozoficzne <fuka z niesmakiem>.  Mimo tej jadowitej nienawiści nie mogę się jednak uwolnić od postaci Lisa. Nie chcę więcej zwierząt futerkowych, mam kota długowłosego i futro wyciągam nawet spomiędzy zębów. Nie chcę już nikogo oswajać, bo potem odswojenie jest bolesne i rozczarowujące. Wiem z doświadczenia, bo 2 lata po przeprowadzce uwierają mnie poluzowane relacje. 

Paradoks polega na tym, że nie jestem samotna, a wręcz przeciwnie. Jestem zmęczona nadmiarem wrażeń, nazwijmy to, towarzyskich. Mam wrażenie, że jeśli kogokolwiek jeszcze wpuszczę głębiej do mojego świata to mi mózg eksploduje od nadmiaru bodźców. Czasami mam ochotę owinąć się kocykiem i zapaść w sen zimowy, byle długi i z dala od ludzi.

Noblesse oblige!

Złapałam się ostatnio na tym, że cokolwiek chcę na blogu napisać, włącza mi się autocenzura. Konfraternia niczym Wielki Brat patrzy. Kiedyś się nie przejmowałam, ale się zestarzałam.

Jako głupio-ambitna świeża absolwentka desperacko chciałam być mniej więcej tu, gdzie teraz jestem. A dzisiejsza ja ma ochotę krzyczeć w przeszłość: „uciekaj idiotko, to pułapka!”. 

Dwie namolne Erynie:  Misja i Pasja

Jako owa głupio-ambitna świeża absolwentka uważałam, że skoro moja droga zawodowa to jednocześnie pasjonujące hobby, to mamy win-win. Pracując jednocześnie spędzam miło czas i zarabiam pieniążki, do tego mam poczucie Misji, więc co może pójść nie tak? 

Dopiero całkiem niedawno ktoś wytknął mi jawny brak logiki: „ale skoro praca i hobby to to samo, to czy ty kiedykolwiek odpoczywasz?”

No cóż.

Jestem śmiertelnie zmęczona… mimo że chciałabym wincyj, nic mi się już w 24 godzinach nie zmieści. Kopnę w kalendarz zanim zdążę zrobić wszystkie fajne rzeczy. A przy moim obecnym trybie życia kopnę w niego chyba przed 60-ką.

Czy to już ten słynny kryzys wieku średniego? 

Ps. Podręcznik się pisze. W tempie jednej strony na tydzień, ale się pisze. Plan optymistyczny zakłada, że skończę manuskrypt do końca 2024.

Dodaj komentarz